Raków Częstochowa : Sobota, 18 listopada 1995 roku. Ostatnia seria gier w rundzie jesiennej I Ligi. Za Rakowem 4 mecze, w których udało zdobyć się zaledwie 2 punkty po remisach ze Śląskiem Wrocław i Górnikiem Zabrze. Sytuacja Czerwono-Niebieskich w tabeli nie była najlepsza, 11. pozycja i tylko 3 oczka przewagi nad strefą spadkową. Rywal napompowany […]
Raków Częstochowa :
Sobota, 18 listopada 1995 roku. Ostatnia seria gier w rundzie jesiennej I Ligi. Za Rakowem 4 mecze, w których udało zdobyć się zaledwie 2 punkty po remisach ze Śląskiem Wrocław i Górnikiem Zabrze. Sytuacja Czerwono-Niebieskich w tabeli nie była najlepsza, 11. pozycja i tylko 3 oczka przewagi nad strefą spadkową.
Rywal napompowany i zmotywowany po dość efektownym i nieco zaskakującym zwycięstwie 4:2 nad ŁKS-em. Pozwoliło to wydostać się Lechii, a właściwie Lechii/Olimpii, z miejsc zagrożonych relegacją, przynajmniej na jakiś czas. Z kolei porażka częstochowian w zbliżającym się starciu z ekipą z Trójmiasta, mogła ich do tej czerwonej strefy niebezpiecznie przybliżyć. W drugiej części klasyfikacji ligowej panował spory ścisk, z wyłączeniem Siarki Tarnobrzeg i GKS-u Bełchatów. Obie drużyny szorowały po dnie tabeli z mizernym stanem konta. Warto wspomnieć, że ci drudzy zaliczyli fenomenalną wiosnę i utrzymali się na najwyższym szczeblu ligowym w Polsce.
Stawką pojedynku przy Limanowskiego pomiędzy Rakowem a Lechią była w miarę spokojna zima. Mecz zaczął się po myśli podopiecznych trenera Gottharda Kokotta. Czerwono-Niebiescy od pierwszego gwizdka ruszyli zdecydowanie na przeciwników. Akcja za akcją, ale skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Dotyczyło to zwłaszcza Piotra Bańskiego, który miał niesamowitą łatwość w znajdowaniu się w dogodnych sytuacjach, niestety z łatwością je też marnował. Nie inaczej było tego dnia. Mimo to był on wartościową postacią w naszym zespole.
Częstochowianie pomimo znaczącej dominacji nad rywalem nie potrafili umieścić futbolówki w siatce bramki strzeżonej przez Piotra Wojdygę. Do czasu oczywiście, bo golkiper Lechii skapitulował na 3 minuty przed końcem pierwszej odsłony spotkania. Na listę strzelców wpisał się Andrzej Dziedzic, który kropnął mocno i celnie z około 20 metrów. Goście do przerwy skupiali się głównie na utrudnianiu gry piłkarzom Rakowa, ale udało im się nawet stworzyć kilka szans. Nie stanowiły one jednak większego zagrożenia dla naszej defensywy.
Po powrocie na boisko gdańszczanie już kompletnie nie istnieli, wyglądali jakby zapomnieli, jak się gra w piłkę. Zostało to skrzętnie wykorzystane przez zawodników spod Jasnej Góry. W 52. minucie przeprowadzony kontratak zamknął wybiegający na wolne pole Piotr Mandrysz, którego znalazł Paweł Skrzypek. Na 19 minut przed końcowym gwizdkiem swoje drugie trafienie zanotował Andrzej Dziedzic. Ostatni kwadrans Raków trochę odpuścił i dał pograć Lechistom, lecz było ich stać tylko na jeden celny strzał. Emmanuel Tetteh sprawdził czujność Marka Matuszka, ale nasz bramkarz nie dał się zaskoczyć. Wynik w 89. minucie ustalił Grzegorz Skwara, który dobił uderzenie w słupek Krzysztofa Stępnia.
– Raków rozegrał niezłe spotkanie. Dziękuję zawodnikom za grę i kibicom za doping. – powiedział trener Kokott po zakończonym meczu. Zwycięstwo 4:0 z Lechią/Olimpią po dziś dzień jest najwyższym w historii osiągniętym przez naszą drużynę na ekstraklasowym poziomie. Czerwono-Niebiescy zakończyli rundę jesienną sezonu 1995/96 na 7. pozycji z dorobkiem 24 punktów.
To jest tylko fragment artykułu – przeczytaj całość na witrynie Rakowa Częstochowa
Źródło : Raków Częstochowa